2021-05-30

2 - Ponownie człowiek

 

Rozdział 2

Ponownie człowiek

 

       Obudziłam się do szalonej jasności i po kilku sekundach przypomniałam sobie, gdzie jestem.

A-Frame.

I Max.

„O mój Boże” - mruknęłam do poduszki, gdy otworzyłam oczy i przewróciłam się na plecy, wspomnienia zalały mój zamglony mózg.

Nie mogłam być pewna, że pamiętam każdą sekundę, ale pamiętałam wystarczająco dużo, aby być upokorzoną. Upokorzoną bardziej niż kiedykolwiek w całym moim życiu.

Musiałam się stamtąd wydostać. Natychmiast.

Odrzuciłam kołdrę, przerzuciłam nogi z łóżka i wstałam. Musiałam dać sobie chwilę, żeby się przyzwyczaić do pozycji, więc to zrobiłam. Miałam zawroty głowy i trochę zapchany nos, ale poza tym znów czułam się człowiekiem.

Wystarczająco człowiekiem, by uciec.

Podeszłam do balustrady i spojrzałam na dół, w lewo, a potem w prawo. Maxa nie było w kuchni ani w salonie.

Wyjrzałam przez okna i zobaczyłam śnieg i sosny, biało-zielone, poszarpane szczyty przełamujące błękitne niebo, zapierający dech w piersiach krajobraz, bajeczny widok jak okiem sięgnąć.

Zobaczyłam również, że podjazd został oczyszczony ze śniegu, w tym duży, równy obszar przed domem. Jedyny pas, który prowadził do drogi, został również oczyszczony, podobnie jak droga tu dochodząca. Mój wypożyczony samochód stał przed domem, świecąc w słońcu, tak jasno, że aż łzawiło. Wyglądało na to, że nigdy nie został dotknięty przez śnieg.

Nie było Cherokee.

„Max?” - zawołałem, mój głos brzmiał jak niesprawdzony, słaby. Odchrząknęłam i zawołałam głośniej - „Max?”

Nic.

Dzięki Bogu. Pojechał.

A potem wiedząc, że powinnam się ruszyć, po prostu stałam tam, wszystko, co musiałam zrobić, dopadło mnie i nacisnęło na mnie. Nie wiedziałam, co zrobić najpierw.

Zawsze miałam okropny zwyczaj patrzenia na każdy problem, nieważne jak duży, jako na cały problem. Charlie zawsze mówił mi, żebym to rozwiązywała po kolei, robiła z dużego problemu mniejsze i robiła to krok po kroku.

Spojrzałam na łóżko i moją walizkę.

Prysznic. Najpierw weź prysznic, ubierz się, weź coś do jedzenia, szybką przekąskę, energię. Woda, musiałam się nawodnić. I kawa. Potrzebowałam kofeiny. Następnie napisz list z podziękowaniami dla Maxa, spakuj samochód i wyjdź stamtąd, zjedź z góry i spędź dwa tygodnie w Denver.

Tak naprawdę nigdy nie byłam w Denver. Tylko na lotnisku i w sklepie spożywczym, ale wydawało mi się, że to cudowne miejsce. A ludzie mieszkali w Denver, musiało być coś do zrobienia. Kina. Zakupy. Muzea. Mogłabym znaleźć coś do roboty w Denver. Może mogłabym znaleźć mnie w Denver. Może mogłabym wymyślić swoje życie w Denver.

To było w Denver.

Poszłam do torby i wyciągnęłam rzeczy, których potrzebowałam, poszłam do łazienki, wrzuciłam je tam, a potem z powrotem do walizki po ubrania.

Potem zauważyłam łóżko i zostałam skierowana w bok, kiedy zdecydowałam, że powinnam zmienić pościel na łóżku. Nikt nie chciał spać w łóżku po tym, jak był tam chory. Max mógł być palantem, kiedy go pierwszy raz spotkałam, ale nie był palantem, kiedy byłam chora. Zasługiwał na czyste prześcieradła.

Więc ściągnęłam dużą, puszystą, czekoladowo-brązową kołdrę i szarpnęłam prześcieradło z łóżka, rzucając je na stos u stóp. W reklamie internetowej A-Frame napisano, że ma pralkę i suszarkę. Po prysznicu włożę prześcieradło do prania i w notatce powiem Max’owi, gdzie je znaleźć, żeby nie pomyślał, że z nimi wyszłam. Nie żeby myślał, że ukradnę jego prześcieradła, ale kto wie. Podczas wypożyczania ludzie robili różne dziwne rzeczy.

Poszłam do łazienki i zatrzymałam się przed lustrem, kiedy spojrzałam na siebie.

„O mój Boże” - szepnęłam.

Twarz miałam bladą, pod oczami miałam fioletowo-niebieskie cienie, ale to włosy przykuły moją uwagę. Były katastrofą. Nie miałam wiele szczęścia w życiu, ale jedyną rzeczą, z którą mi się poszczęściło, były moje włosy. Miałam ich dużo, były grube i wyglądały dobrze praktycznie o każdej porze dnia i nocy, nawet po przebudzeniu lub gdy nie myłam ich przez kilka dni. Miałam kilka niefortunnych trwałych ondulacji, gdy byłam młodsza, ale zwykle wyglądały świetnie, bez względu na długość, fryzurę lub, szczerze mówiąc, kolor.

Obecnie byłam mocno rozświetloną jasną blondynką, pasemka blond rozjaśnione przebiegały przez moje naturalnie nieco mysie brązowe włosy i pozwoliłam im odrosnąć trochę za długo.

Teraz były tłuste, częściowo zmatowiałe i przerażające.

Odepchnęłam przerażającą wizję, umyłam zęby, umyłam twarz i wskoczyłam pod prysznic. To mnie bardzo osłabiło. Dopiero co walczyłam z poważną gorączką i nie jadłam nic od kto wie, jak długo. Powinnam chyba była najpierw odpocząć, zdecydowanie poświęcić chwilę, żeby zjeść banana czy coś, ale nie miałam pojęcia, gdzie jest Max. Miałam nadzieję, że był w pracy.

To dałoby mi dużo czasu na zrobienie tego, co muszę zrobić i ucieczkę.

Wyszłam spod prysznica, namaściłam ciało, poperfumowałam się i przeczesałam włosy grzebieniem, rozkoszując się uczuciem czystości. Uznałam, że prysznice zdziałają cuda. To były mini-cuda. Zwłaszcza prysznic Maxa, który był oddzielony od wanny, wyłożony pięknym ciemnoszarym i brązowym żyłkowanym marmurem i wystarczająco duży dla dwóch osób.

Wciągnęłam bieliznę i dżinsy, które kupiłam, a na które Niles pokręcił głową, kiedy mu je pokazałam. Niles nie rozumiał dżinsów ani innych rzeczy, które kupiłam na moją rustykalną przygodę w Kolorado, myśląc, że moje zakupy pomogą mi dopasować się do tubylców. Niles nosił garnitury do pracy oraz ciemno szare sztruksy i kaszmirowe swetry, kiedy się zrelaksował i w domu. Nigdy nie widziałam go w dżinsach i na pewno nie wyblakłych, używanych dżinsach.

Kupiłam je specjalnie na moją przygodę w Kolorado w sklepie z używaną odzieżą na Park Street w Bristolu, który specjalizował się w amerykańskich ubraniach vintage. Były wyblakłe, w tylnej kieszeni było rozdarcie, nici wybielone na biało i pomyślałam, że wyglądają na biodrówki. Pasowały również, jakby były stworzone dla mnie, i sprawiały, że mój nieco hojny tyłek wyglądał dobrze. Dlatego je kochałam.

Połączyłam je z szerokim, jasnobrązowym paskiem i liliową koszulką z długimi rękawami, która miała dopasowane rękawy tak długie, że zakrywały mi nadgarstki i miała dekolt w łódkę, który był tak szeroki, że czasami spadał mi z ramienia.

Potem zebrałam wszystkie swoje rzeczy, wyszłam z łazienki, poczułam smażony bekon i zobaczyłam, że zabrano brudną pościel.

Powoli zamknęłam oczy.

Prawdopodobnie nie powinnam była poświęcać czasu na rozbieranie łóżka, chociaż byłoby to niegrzeczne.

I może powinnam była zrezygnować z balsamu i prawdopodobnie nie stać pod silnym, gorącym strumieniem prysznica przez pełne pięć minut, po prostu pozwolić wodzie obmyć mnie i przywrócić mnie do życia.

Cóż, Max był w domu i nie miałam wyboru, musiałam mu osobiście podziękować. Nie, musiałam się z nim zmierzyć, z wysokim, niesamowicie wyglądającym, o szorstkim głosie Max’em Jakiekolwiek-Było-Jego-Nazwisko, który widział mnie głównie nago i opiekował się mną, kiedy byłam chora. Więc musiałam to zrobić - podziękuję mu osobiście.

Skończ z tym, mawiał do mnie Charlie. Zawsze dobrze jest robić gówniane rzeczy szybko, usuwać je z drogi.

Charlie, jak zawsze (jeśli tam był, ale niestety go nie było) miał rację.

Westchnęłam, rzuciłam koszulkę Maxa na fotel i wrzuciłam przybory toaletowe do torby. Następnie bosymi stopami podeszłam do spiralnych schodów i zeszłam na dół.

Kiedy weszłam do salonu, zobaczyłam go stojącego przy kuchence, odwróconego do mnie plecami. Miał na sobie inną koszulkę termo, tym razem bez flaneli. Miała kolor wina i idealnie do niego pasowała. Może trochę zbyt perfekcyjnie. Można było nawet zobaczyć niektóre jego mięśnie widoczne przez koszulkę i wydawało się, że jest ich dużo. Znów miał na sobie wyblakłe dżinsy. Fale jego gęstych włosów z tyłu były równie doskonałe, jak z przodu. Może nawet doskonalsze. Może nawet jego włosy były definicją doskonałości.

Byłam pięć kroków od baru, kiedy odwrócił się z widelcem w dłoni.

Uderzyły we mnie jego szare oczy, przeleciały od stóp do głów i z powrotem, uśmiechnął się, a ja przestałam się ruszać.

„Ona żyje” - powiedział swoim dziwnie atrakcyjnym, chrapliwym głosem.

Jego oczy i głos wydawały się fizyczne, jak dotyk, miły. Poczułam, jak krew napływa mi do policzków, gdy podniosłam rękę do włosów i stwierdziłam, że są mokre i śliskie zaczesane do tyłu, więc opuściłam dłoń i głowę, i patrząc na swoje stopy, wymamrotałam - „Przepraszam”.

„Za co?” - zapytał, a ja znów na niego spojrzałam.

„Za …”

„Wstrzyknęłaś sobie wirusa grypy?”

„Nie.”

„Gówno” - mruknął i wrócił do pieca.

Cóż, musiałam przyznać, gówno na pewno się wydarzało. Chociaż nie przytrafiło mi się już wiele gówna. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby tego uniknąć przez długi czas, ale zdarzało mi się to i wiedziałam, że nadal się to zdarza, ponieważ słyszałam od znajomych, kiedy przydarzyło się im gówno.

„W każdym razie po prostu…”

„Usiądź” - polecił, kładąc widelec na blacie i podchodząc do lodówki.

„Przepraszam?”

Miał otwartą lodówkę, ale spojrzał na mnie - „Usiądź.”

„Myślałam, że…”

„Potrzebujesz soku” - oświadczył i wyciągnął coś, co wyglądało na sok żurawinowy, który kupiłam w Denver.

„Naprawdę, powinnam tylko…”

Zamknął lodówkę i przyszpilił mnie oczami - „Księżno, posadź swój tyłek.”

Dobrze. Co ja na to miałam powiedzieć?

Nie wiedziałam, ale zaczęłam - „Max …”

„Dupa na stołek albo ja ci ją tam położę.”

Czy on był poważny?

„Max, muszę …”

„Jeść.”

„Przepraszam?”

„Musisz jeść. Nie miałaś nic w ustach od dwóch dni.”

Zapomniałam o tym, że był nieco niegrzeczny i zdecydowanie dominujący, i poczułam, jak moja głowa porusza się do przodu z szarpnięciem, a jednocześnie poczułam, jak moje oczy rozszerzają się.

„Co?” - wyszeptałam.

„Byłaś nieprzytomna przez dwa dni.”

Wyjrzałam przez okno, jakby krajobraz mógł mi powiedzieć, że to nieprawda (lub prawda). Potem moje oczy wróciły do Maxa.

„Dwa dni?”

„Tak.”

„Jest wtorek?”

„Tak.”

„O mój Boże” - szepnęłam.

„Usiądź, Nina.”

Zbyt zszokowana świadomością, że straciłam całe dwa dni mojej przygody z przekroczeniem limitu czasu, bez słowa ruszyłam do przodu i usiadłam na stołku. Max nalał mi szklankę soku żurawinowego i postawił ją na blacie przede mną, po czym odsunął się.

„Kawa” - mruknęłam - „proszę.”

„Robi się.”

„Dwa dni” - szepnęłam do soku żurawinowego, zanim wzięłam łyk.

„Pamiętasz coś z tego?” - zapytał, a moje oczy szybko przesunęły się na niego.

Stał plecami do mnie i nalewał kawę.

Co ja pamiętałam?

Czy powiedzieć mu, że tak; pamiętałam, jak się mną opiekował? Dawał mi lekarstwo, nawadniał mnie, wycierał czoło, kładł się ze mną do łóżka i trzymał mnie, aż drżenie ustąpiło, zmieniał koszulkę, gładził mnie po plecach? Czy powiedzieć mu, że pamiętam, że był taki słodki?

Ponieważ nie zamierzałam o tym myśleć (nigdy), zdecydowałam się skłamać.

„Pamiętać coś z tego?” - papugowałam.

Odwrócił się i podał mi kawę - „Tak, całkiem odleciałaś. Czy pamiętasz coś z tego?”

Skinęłam głową, gdy postawił przede mną filiżankę i stwierdziłam - „Naprawdę odleciałam, więc właściwie nie. Nic nie pamiętam.”

Obserwował mnie przez kilka sekund, a potem skinął głową do kubka z kawą i zapytał - „Czy bierzesz śmietankę?”

„Śmietankę?”

Uśmiechnął - „Tak, Księżno, śmietanka. Masz to w Anglii?”

„Nie nazywamy tego śmietanką.”

„Jak więc to nazywacie?”

„To czym jest. Mleko.”

„W porządku, bierzesz mleko?”

„Tak.”

„Cukier?”

„Jeden.”

„Jedno co?”

„Jeden cukier”.

Wciąż się uśmiechał, ale potrząsnął głową i podszedł do lodówki. Wyciągnął litrowy dzbanek mleka i postawił go obok mnie na blacie. Potem wyciągnął ogromną, nieotwartą torebkę cukru i, jeśli się nie myliłam, kupiłam ją też w Denver. Potem położył to obok mleka. Potem otworzył szufladę i przyniósł mi łyżkę. Potem odwrócił się do swojego bekonu.

Otworzyłam torebkę cukru, mówiąc - „Nie sądzę, żebym mogła zjeść bekon”.

„Boczek jest dla mnie. Ty dostajesz owsiankę.”

„O.”

Wbił dwa jajka na patelni z bekonem i tłuszczem z bekonu, a ja się gapiłam. Potem podszedł do kredensu i wyciągnął pudełko błyskawicznej owsianki.

Dodałam łyżeczkę cukru do kawy, a potem spojrzałam na pięciolitrowy dzbanek mleka.

Potem spojrzałam na swój kubek. Potem mleko. Potem z powrotem.

Jak miałam dostać kroplę mleka z tego wielkiego pięciolitrowego dzbanka do mojego kubka bez robienia bałaganu?

Wtedy usłyszałam - „Słonko, czy chcesz, żeby to nalało się do twojego kubka oczami?”

Spojrzałam na niego i zapytałam - „Czy masz mały dzbanek?”

Odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem, który też był głęboki i żwirowy.

Gapiłam się ponownie. Co było w tym śmiesznego?

„Co jest śmieszne?” - zapytałam, kiedy opanował swoją wesołość.

„Nie urządzam zbyt wielu herbatek, Księżno” - powiedział, wciąż się uśmiechając, jakbym był bardzo śmieszna.

Nie byłam pewna, czy podoba mi się, że nazywał mnie „księżną”. Okej, sposób, w jaki teraz to mówił, był trochę słodki w dziwnie przyjazny, a nawet nieco intymny. Nie byłam tego taka pewna, jak powiedział to dwa dni temu. To było prawie tak, jakby nabijał się ze mnie, z wyjątkiem tego, że teraz wydawało mu się, że myślał, że to żart.

„Może mogłabyś przestać nazywać mnie księżną”- zasugerowałam.

„Może nie mógłbym” - odparł, podszedł do mnie, podniósł galonowy dzbanek, nalał dużą porcję mleka do mojego kubka, sprawiając, że kawa i mleko zaczęły się pluskać na blat, po czym odwrócił się i nalał, bez odmierzania, trochę mleka do błyskawicznej owsianki.

„Mam na imię Nina” - powiedziałam.

„Wiem to.”

„Może możesz mówić do mnie Nina.”

„Tak też cię nazywam.”

„Raczej nie księżna.”

Włożył mleko z powrotem do lodówki i podszedł do mnie, chwytając torebkę cukru, jego oczy spoczęły na mnie, zanim zwrócił się w stronę płatków owsianych.

„Jeśli chcesz małego dzbanka na mleko, zdecydowanie jesteś Księżną.”

Postanowiłam odpuścić. Za jakieś pół godziny nie będzie do mnie nic mówił, ponieważ miałam być w wypożyczonym samochodzie i jechać do Denver.

„Nieważne” - mruknęłam i wzięłam łyk kawy.

Potem patrzyłam, jak sypie łyżką cukier do ​​płatkach owsianych. Jedna łyżka. Dwa. Trzy. Cztery.

„Czy to dla mnie?” - zapytałam w pośpiechu, kiedy sięgnął po piątą łyżkę.

Jego tors skręcił się i spojrzał na mnie - „Tak.”

Robił mi owsiankę i nie chciałam wyglądać na niewdzięczną, więc wymamrotałam - „Hmmm, myślę, że cztery wystarczą”.

Dwie by to wystarczyły, właściwie jedna, ale teraz zadowoliłabym się czterema.

„Twoje życzenie…” - wymamrotał z powrotem, ale brzmiał na rozbawionego.

Postanowiłam to też odpuścić.

Włożył płatki owsiane do kuchenki mikrofalowej, uruchomił ją i wrócił do patelni. Rzucił wprawnie jaja, a potem widelcem wyjął bekon i bez spuszczania tłuszczu położył go na talerzu, którego jeszcze nie zauważyłam. Na talerzu były już dwa tosty oblane masłem i galaretką winogronową.

Zanim zdążyłam się powstrzymać, oznajmiłam tęsknie - „Tęsknię za galaretką winogronową.”

Jego głowa przekręciła się w moją stronę, a na jego twarzy pojawił się wyraz, który wyglądał, jakby myślał, że jestem zabawna, a jednocześnie był lekko zdezorientowany - „Tęsknisz za galaretką winogronową?”

Upiłam łyk soku żurawinowego, obejrzałam się na kuchenkę mikrofalową, ale nie odpowiedziałam.

Rozmowa z nim wymagała dużo koncentracji i energii, których w tym momencie nie miałam. To było dziwne, zachowywał się, jakbym była tam rok, jakbyśmy byli kumplami, jakby nie wyrzucił mnie praktycznie z domu dwa dni temu, jakby mnie lubił.

Nie żartowałeś z kimś, kogo nie lubiłeś. Tak przynajmniej powiedziała mi moja mama lata temu, kiedy wróciłam do domu, narzekając, że wszyscy chłopcy się ze mnie żartują. Powiedziała, że ​​chłopcy dokuczali dziewczynom, które lubią, i czego nauczyłam się w życiu, moja matka rzadko, jeśli w ogóle, się myliła.

Max zdecydował się odpuścić i rzucił jajka na talerz, wyłączył palnik, przeniósł patelnię na inną i stanął przede mną. Uniósł talerz i zaczął jeść.

„Musisz dzisiaj odpocząć” - powiedział mi podczas jedzenia.

„Tak” - zgodziłam się i odpocznę tego dnia, ale zrobię to, gdy znajdę hotel w Denver.

Zjadł bekon, zanim dziwnie poinformował mnie - „Na ścianie przed łazienką na piętrze jest telewizor. Po prostu otwórz drzwi. To samo poniżej, aby dostać się do odtwarzacza DVD. Mam tam jakieś płyty DVD. Piloty są w szafce nocnej.”

Gapiłam się na niego, gdy mieszał jajko - „Przepraszam?”

„Jak chcesz skorzystać z komputera, hasło to Shauna444”.

„Um…” - wymamrotałem, po czym powtórzyłam - „Przepraszam?”

Mikrofalówka zapiszczała, odstawił talerz i odwrócił się do kuchenki, mówiąc - „To jest z literą U.”

Nie nadążałam - „Z U?”

Otworzył kuchenkę mikrofalową, wziął moją miskę, podszedł do mnie, otworzył szufladę, wrzucił łyżkę do miski i postawił przede mną.

„Shauna. Z „U”. S-h-a-u-n-a. Potem 444. Wszystko razem.”

„Ale …”

„Komputer jest w zamykanym biurku” - kontynuował, podnosząc swój talerz i kawałek bekonu, po czym jego oczy skierowały się poza mnie do okna, zanim ugryzł.

„Max, myślę …”

„Kupiłaś wystarczająco dużo żywności, aby wyżywić armię. Powinnaś mieć z czego zrobić lunch.”

O mój Boże. Czy on myślał, że tam zostanę?

„Max ..”

Spojrzał na mnie - „Powinnaś jeść mało; upewnij się, że już to przeszłaś. Nie byłoby dobrze mieć cokolwiek bogatego w żołądku, gdyby doszło do nawrotu choroby.”

„Może powinniśmy …”

Usłyszałam trzask drzwi samochodu, przestałam mówić i obróciłam się na stołku, żeby się rozejrzeć. Na zewnątrz, obok Cherokee, stał jeden z tych sportowych mini-SUV-ów, a nadawało mu bardziej sportowego charakteru to, że był czerwony. Po schodach podskakiwała młoda kobieta z masą gęstych, lśniących, falistych, ciemnobrązowych włosów. Miała na sobie jasnoróżową, puszystą kamizelkę, a pod nią błękitną koszulkę termiczną w coś, co wyglądało jak małe, różowe kropki. Miała na sobie wyblakłe dżinsy i były obcisłe. Miała też na sobie puszyste buty z dużymi pomponami z przodu, które kołysały się, gdy podskakiwała po schodach. Była ładna. Bardzo ładna.

Nie, była urocza. Uosobienie śnieżnego króliczka.

Była bardzo, bardzo młoda. O wiele młodsza ode mnie. O wiele młodsza niż, jak podejrzewałam, był Max.

Miałam trzydzieści sześć lat, musiał być w moim wieku, może starszy, może młodszy, ale i tak niewiele.

Wyglądała na dwanaście lat. Chociaż ponieważ prowadziła, może miała szesnaście lat.

Zatrzymała się na werandzie i przesadnie, przesadnie radośnie pomachała w naszym kierunku, podskakując na palcach. Nawet przesadzone, machnięcie też wyglądało uroczo, jakby była naturalna, co prawdopodobnie było prawdą, ponieważ prawdopodobnie była cheerleaderką.

Dobry Panie.

„Becca” - mruknął Max, spojrzałam na niego, a on złożył kawałek tosta na pół i powiedział - „Nie będzie mnie przez chwilę.” - Potem odgryzł grzankę i odwrócił się w stronę zlewu.

„Ja ...”

„Hej!” - z progu zawołał jasny, wesoły, młody kobiecy głos.

Odwróciłam się, żeby spojrzeć, a Becca była w środku, zamykając drzwi, a potem podskoczyła w stronę baru, a jej pompony do butów kołysały się dziko.

„Hej Becca” - przywitał się Max.

„Hej Max” - zawołała Becca, po czym spojrzała na mnie i powiedziała, wciąż bystra, wciąż wesoła, wciąż młoda - „Hej tam”.

„Cześć.”

„Musisz być Niną” - oznajmiła i nie byłam pewna, ale wydaje mi się, że się gapiłam.

Skąd wiedziała, kim jestem?

Jej oczy powędrowały wokół mnie.

„Jest ładna” - powiedziała, ​​podejrzewałam, że o mnie, a nie Max’ie, ponieważ był tam jedyną inną osobą, po czym spojrzała na mnie i jej oczy opadły na moją klatkę piersiową, zanim oświadczyła, wciąż jasna i wesoła, a także nieco głośna - „Fajny top! Skąd go masz? Muszę taki mieć.”

„Ja…”

„Możesz iść na zakupy, Bec, ale byłoby cudem, gdybyś znalazła ten top” - powiedział jej Max, a ona spojrzała na niego, kiedy skończył - „…i będzie cię na to stać.”

Spojrzałam na Maxa i powiedziałem, trochę zgryźliwie, głównie z powodu sposobu, w jaki powiedział to, co powiedział - „To nie było takie drogie.”

„Ponieważ musi wsiąść do samolotu i polecieć do Anglii, żeby go kupić, to jest drogie” - powiedział Max.

Miał mnie tam.

Anglia” - westchnęła Becca, ale zrobiła to jasno i wesoło.

„Um… tak” - powiedziałam do niej.

„Zapomniałam, że Max powiedział Mindy, że jesteś Angielką.”

Mindy? Kim była Mindy? I dlaczego Max opowiadał jej o mnie?

„Nie jestem Angielką” - powiedziałam Becce.

„Kocham twój akcent.” - oddychała.

„Tak naprawdę nie mam akcentu.”

„To takie fajne!” - płakała, jej oczy powędrowały do ​​Maxa - Czy to nie jest fajne?

„To jest fajne” - zgodził się Max, ale nie brzmiał tak, jakby myślał, że to fajne, brzmiał, jakby próbował się nie śmiać.

Miałam na niego spojrzeć, żeby zobaczyć, czy nie próbuje się nie śmiać i może zapytać, co było tak zabawne, kiedy Becca skupiała moją uwagę.

„O mój Boże. Bardzo bym chciała mieszkać w innym kraju” - oświadczyła Becca- „Masz szczęście.”

Ja? Szczęście? Anglia była piękna, ale…

„Chciałabym mieszkać gdzieś, gdzie nie pada” - zdecydowała Becca.

„Tam pada…” - powiedziałam - „…całkiem sporo.”

„Gdybym tam mieszkała, ile czasu zajęłoby mi zdobycie akcentu?” - zapytała.

„Um… nie jestem pewna” - odpowiedziałam.

„Musiałabym ćwiczyć” - oświadczyła.

Pomyślałam o pogodnej, wesołej, skocznej amerykańskiej cheerleaderce jadącej do Anglii i ćwiczącej akcent. Wtedy starałam się nie skrzywić.

„Wezmę buty” - powiedział Max i zobaczyłam, że obchodzi ladę.

„Max” - zawołałam, ale nie przestawał.

„Zaraz wracam” - powiedział, nawet się nie odwracając.

„Czy wszystkie ubrania w Anglii są tak fajne jak ten top?” - zapytała mnie Becca.

„Um… nie do końca” - odpowiedziałam, a następnie zapytałam - „Czy możesz poczekać chwilę?” - wskazałam jednym palcem w górę, po czym zeskoczyłam ze stołka i pospieszyłam za Maxem, który zniknął po spiralnych schodach.

Kiedy dotarłam do sypialni, siedział na łóżku, ciągnąc za but.

„Max …”

Przerwał mi - „Dodatkowe prześcieradła w szafie”.

„Dobrze, ale …”

Szarpnął drugi but - „Nie wiem, jak długo to zajmie, czuj się jak w domu.”

„Wyjeżdżam” - powiedziałam szybko, odchylił głowę i spojrzał na mnie.

„Co?”

„Jadę do Denver”.

„Nie, nie jedziesz” - odpowiedział, a jego odpowiedź, która była stanowcza, nieustępliwa i również zaskakująca, sprawiła, że ​​zamrugałam.

„Nie jadę?”

„Nie” - powiedział, wstając i wydawał się bardzo wysoki i bardzo duży. Był oczywiście bardzo wysoki i bardzo duży w kuchni, ale kuchnia była jasno oświetloną otwartą przestrzenią. Strych nie był jasno oświetloną otwartą przestrzenią. Bardziej przypominał jasno oświetlony, intymny kokon. Jego bardzo wysokie, bardzo duże ciało zdawało się wypełniać go, pozostawiając dla mnie bardzo mało miejsca.

„Ale ja jadę.”

Podszedł do mnie, a ja oparłam się chęci wycofania się, głównie dlatego, że za mną były kręcone schody, a ja spędziłam już dwa dni chora w jego domu, nie chciałam tam skręcać karku.

Zatrzymał się o krok ode mnie i powiedział - „Nie jedziesz.”

Potrząsnęłam głową i zapytałam - „Dlaczego?”

„Musisz odpocząć.”

„Odpocznę w Denver”.

„Jadąc do Denver nie odpoczywa się.”

„W takim razie wynajmę hotel w mieście i spędzę tam noc, a pojadę do Denver jutro.”

„Tego też nie zrobisz.”

„Dlaczego nie?”

„Ponieważ nie jedziesz.”

Zaczynałam się złościć. Nieczęsto się złościłam, głównie dlatego, że tak ukształtowałam swoje życie, że nie zdarzało mi się zbyt wiele, żeby się złościć. Ale zdecydowanie zaczynałam się wtedy złościć.

„Dlaczego?” - zapytałam.

„Nina, muszę to zrobić, nie mam na to czasu.”

Nie miał na to czasu? Czas na co?

„Czasu na co?”

„Czasu na sparing z tobą.”

Teraz nie byłam zła, byłam zdezorientowana - „Spieramy się… sparingowo?”

„Wyjechałaś, a byłaś lepsza tamtej nocy.”

„Lepsza w czym?”

Nie odpowiedział mi, zamiast tego powtórzył - „Muszę lecieć”.

„Max …” zaczęłam, ale on zaczął mnie obchodzić, więc instynktownie moja ręka wystrzeliła do przodu, a moje palce owinęły się wokół jego bicepsa.

Zatrzymał się, ale moje ciało zamarzło, a moje oczy opadły na jego ramię.

Moje palce tam były, trzymając coś, co wydawało się bardzo podobne do stali. Niles nie miał stalowych bicepsów. Niles miał miękkie, mięsiste bicepsy. Można by pomyśleć, że stalowe bicepsy nie były przyjemne, ale nie tylko były przyjemne, ale także dotykało się ich przyjemnie.

„Nina” - zawołał Max, a ja podskoczyłam i wyszarpnęłam moją rękę.

„Chcę ci podziękować za to, że byłeś taka miły, kiedy byłam… chora i… wszystko, ale naprawdę, muszę już jechać.”

„Dlaczego?”

„Dlaczego?”

„Tak dlaczego?”

„Cóż, dlatego.”

„Dlaczego dlatego?”

Czy był szalony?

Nie rozumiem. Dlaczego chciał, żebym została? Dwa dni temu nie chciał mnie. Dlaczego w ogóle prowadziliśmy tę rozmowę?

„Jesteś w domu” - przypomniałam mu.

„Tak?”

„No cóż, nie możemy dzielić domu.”

„Dlaczego nie?”

Nie miałam na to odpowiedzi, ponieważ było to takie dziwne pytanie, pomyślałam, że nie mam odpowiedzi. Potem odpowiedziałam - „Nie znam cię”.

Uśmiechnął się do tego i był to uśmiech, który sprawił, że poczułam się nieswojo, ale w dziwnie dobry sposób.

„Księżno, widziałem cię głównie nagą.”

Na jego słowa nadal czułam się nieswojo, choć już nie w dobry sposób, dziwny czy nie. Czułam też, że robią mi się duże oczy, policzki robią mi się gorące i poczułam, jak moje serce zaczyna walić.

Wtedy poczułam, że rośnie mi ciśnienie krwi.

„Tak to prawda. Widziałeś to wbrew mojej woli” - przypomniałam mu.

„To nie było wbrew twojej woli.”

Pochyliłam się do przodu i warknęłam - „Byłam nieprzytomna!”

„I tam jest” - mruknął, ale wyglądał na dziwnie zadowolonego.

„Kto?” - warknęłam ponownie.

Zignorował moje pytanie i poinformował mnie upokarzająco - „Ostatnim razem, gdy widziałem twoje ciało, mała, sama podniosłaś dla mnie ramiona.”

Zrobiłam to, przypomniałam sobie.

„Nie” - skłamałam.

„Zrobiłaś to.”

„Miałam gorączkę!” - powiedziałam, a mój głos stał się głośny.

„Nadal to zrobiłaś.”

Wyciągnęłam rękę - „Okej, dobrze, widziałeś mnie nago. To nie znaczy, że się znamy.”

„Również spałem z tobą.” - otworzyłam usta i zapytał - „Pamiętasz to?”

„Nie” - szepnęłam, ale pamiętałam.

„Nie pozwoliłaś mi odejść.”

O mój Boże.

To też pamiętałam.

„Powtórzę, miałam gorączkę.”

„Nie ważne, że byłaś obolała, jak opiekujesz się chorym, sypiasz z nim, to poznajesz go.”

„Nie, nie.”

„Tak,”

„Nie poznajesz!”

Zatoczył się do tyłu na piętach i powiedział mi - „Masz nudne życie, więc cię nosi, jesteś tutaj by przeżyć jakąś przygodę w czasie wolnym, ponieważ masz w domu narzeczonego, który nie myśli o tobie.”

Moja głowa drgnęła i gapiłam się. Nie pamiętałam, żebym mu to powiedziała. Nic z tego.

Szczególnie o Nilesie.

„On myśli o mnie” - szepnęłam.

„To dlaczego twoja komórka nie zadzwoniła ani razu w ciągu dwóch dni?” - zapytał.

„Ja…”

„I dlaczego nie śpisz i funkcjonujesz od co najmniej pół godziny, a nie zadzwoniłaś do niego?” - poszedł dalej.

Kurczę!

Max nachylił się do mnie, a ja patrzyłam z niemałą fascynacją, jak jego twarz łagodnieje. Jego twarz była zawsze niesamowita, łagodna, to było coś zupełnie innego i jeszcze lepszego.

„Jesteś pół świata stamtąd, Księżno, byłaś chora jak pies, a twój mężczyzna się z tobą nie kontaktuje? Nawet nie wiedząc, że jesteś chora, jak facet przejmuje się, to dzwoni.”

On niestety miał mnie tam.

Dlatego po prostu stałam, wpatrując się w niego, nie wiedząc, co powiedzieć.

Max nie był taki niepewny.

Jego ręka wyszła i chwyciła moją, unosząc ją między nami, jego palce na mojej dłoni, jego kciuk bawiący się moim diamentowym pierścionkiem zaręczynowym.

„Gdybym był twoim mężczyzną i byłabyś w połowie drogi dookoła świata ode mnie, Słonko, to ja bym, kurwa, do ciebie dzwonił” - powiedział cicho.

„Niles jest powściągliwy” - szepnęłam.

„Niles to osioł” - odpowiedział i ściągnęłam brwi.

„Nie znasz go.”

„Znam mężczyzn i wiem, że nie jest powściągliwy, jest dupkiem.”

Ściągnęłam głowę, wzięłam dłoń z jego dłoni i warknęłam - „Tak? A skąd to wiesz?”

„Ponieważ widziałem cię nagą, widziałem cię słodką, widziałem cię niepewną i widziałem cię wściekłą, i widząc to wszystko, wiem, że gdybyś była pół świata ode mnie, ja wykonałbym pieprzony telefon.”

„Być może nie jest to rodzaj relacji między Nilesem a mną” - zasugerowałam złośliwie, ale jego słowa uderzyły mnie gdzieś głęboko, w coś, o czym nie wiedziałam, że to mam.

„Macie przerwę?”

„Co?”

„Gdybyś powiedziała mi, że potrzebujesz przerwy, po pierwsze, kurwa, nie pozwoliłbym ci jej mieć, po drugie, nie dałbym ci powodu, byś, kurwa, jej chciała, i po ostatnie, jak byś i tak wystartowała, to, kurwa, bym dzwonił.”

Przechyliłam głowę na bok i poczułam, jak moje ciało zaczyna się rozgrzewać, tym razem nie od gorączki.

„Nie pozwoliłbyś mi jej mieć?”

„Kurwa, nie.”

„Ergo, nie byłbyś moim mężczyzną”.

„Ergo?”

„To jest łacina, to znaczy dlatego.

„Cokolwiek” - mruknął - „Muszę lecieć.”

„Zaczekaj” - warknęłam - „Możesz pomyśleć, że mnie znasz, ale majaczyłam. Nie udało nam się poznać.”

„Poznasz mnie.”

„Nie zrobię tego.”

„Więc myślisz, że odchodzisz?” - zmienił temat.

„Wyjeżdżam” - oświadczyłam szczęśliwa, że mogę zająć się tym tematem.

Wsadził rękę do przedniej kieszeni dżinsów, wyciągnął klucze do samochodu z wypożyczalni, powiesił je przede mną na palcu na krótką chwilę, po czym jego dłoń zacisnęła się na nich i wepchnął je do swojej kieszeni.

„Trudno zejść z góry na piechotę, niosąc tę ​​swoją ogromną walizkę, która waży cholerną tonę, torbę na noc, torebkę i kupę zakupów” - poinformował mnie.

„Daj mi te klucze” - warknęłam.

„Powiedziałbym ci, żebyś przyszła po nie, Słonko, ale nie mam czasu na zabawę.”

Na jego słowa znowu otworzyłam usta, uśmiechnął się, delikatnie pchnął mnie pod brodę pięścią (tak, powtórzę, pchnął mnie pod brodę) i odszedł.

Stałam, wpatrując się w przestrzeń, w której kiedyś był, kiedy usłyszałam otwierane drzwi wejściowe, podbiegłam do balustrady.

„Max!” - krzyknęłam.

„Później, Księżno” - zawołał, unosząc rękę i wysuwając dwa palce, nawet nie oglądając się za siebie.

Becca jednak spojrzała wstecz i do góry.

Skrzywiła się, przepraszam, i pomachała palcem, i wiedziałam, że wszystko słyszała.

Całkowicie zapomniałam, że tam była.

Potem patrzyłam, jak Max zarzuca swoje teraz czarne skórzane ramię na jej ramiona i zastanawiałam się, kim była Becca i kim była dla Maxa, który był na górze, na wpół-walcząc ze mną, a także, jeśli się nie myliłam, a nie robiłam tego, myślę, że flirtował ze mną w szorstki sposób macho, coś w rodzaju górala.

Rozmawiali przez kilka sekund z boku jej samochodu, a potem rozdzielili się.

Becca wsiadła do swojego sportowego, czerwonego mini-SUV-a. Max włożył się do swojego czarnego Cherokee.

Oboje odjechali.

Spojrzałam na dolny poziom i zobaczyłem mój sok żurawinowy, kawę i nietkniętą owsiankę, wszystko stojące na barze.

Potem wyjrzałam przez okno na głuszę.

Internetowa reklama A-Frame głosiła, że znajduje się on trzydzieści kilometrów od najbliższego miasta, zaciszne, ciche, idealne miejsce na spokojny, relaksujący i spokojny wypoczynek.

Cel Wakacyjnego Koszmaru, gdybyś musiała iść trzydzieści kilometrów do miasta, niosąc walizkę, torbę nocną, torebkę i kupę zakupów.

Poradź sobie z przygotowanym problemem, doradził mi w głowie Charlie, a ja skinęłam głową, jakby był tam ze mną.

Potem zeszłam na dół, podgrzałam płatki owsiane, podgrzałam kawę i usiadłam przy stołku, przygotowując się do rozwiązania problemu.

 


 

5 komentarzy: